czwartek, 11 lipca 2013

Codziennie bliżej końca, pięknie.

To ja.
Wszyscy uważają mnie za pełną entuzjazmu dziewczynę, która potrafi machać i uśmiechać się do zupełnie przypadkowych ludzi, a tak naprawdę nie zdają sobie sprawy, jaka potrafię być nieśmiała i skromna.
To przykre, że wszyscy myślą, że nie mam problemów, bo każdemu zawsze pomogę i przejmuję się nimi bardziej niż sobą.
Nikt nie ma pojęcia, że potrafię przepłakać całą noc skręcając się z bólu, a rano nakleić sobie smajla i pokazać, że nic nie może mnie złamać. 

Noszę tą maskę tak długo, że już automatycznie pokazuję, że jest "OKEJ" mimo, że moja dusza woła o odrobinę pomocy.
Zaczyna mnie denerwować ta dziewczyna, którą widzę w lustrze.
Wmawia każdemu, że jest sobą i nie zamierza się zmieniać. Tymczasem prawdzie "JA" siedzi jej gdzieś głęboko w środku. 

Nie dopuszczam do siebie myśli, że postać, którą wykreowałam nie pokazuje prawdziwej mnie. 
Oszukuję wszystkich. Oszukuję samą siebie. 
 Z jednej strony chcę być odbierana jako pozytywna osoba, potrafiąca cieszyć się każda pierdołą,
z drugiej zaś boli mnie to, ze ludzie widzą tylko tą powierzchowną warstwę mnie.
Tfu. nie tyle ją widzą, co tylko ta warstwa im wystarcza by mnie ocenić. Zamknąć w schematach. 
Zaszufladkować jako "beztroska osoba".
Boli to, że nikt nie zagłębia się tak by poznać mnie. Mnie jako mnie.
Niby jestem "otwarta", a tak naprawdę siła z jaką zamykam się w sobie jest niewyobrażalna. 

Nie wiem czego chcę, nie wiem jaka być chce.
 Czuję się tak mega zagubiona. 
Nie wiem jakie jest moje prawdziwe oblicze.
Mam wrażenie jakbym cały czas grała, udawała kogoś kim nie jestem.
Jakbym nie miała swojego "JA".


Tyle w temacie.

"Najgłośniej­sza jest cisza, która jest wbrew naszej wo­li, wte­dy roz­ry­wa duszę i dep­cze obojętnością."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz